28 marca 2014

Lubicie żonkile?

Lubię sporo różnych kwiatów, a żonkile są jedne z nich. Tylko zazwyczaj nazywam na nie narcyzy. Tak to już mam :)


  Dzisiaj wszystkie miasta Irlandii były usypane żonkilami  i nasze miasto nie było wyjątkiem. (Szkoda, że nie mam zdjęcia). Ale mam zdjęcie swoich narcyzów, ile udało mi się kupic za dzisiejszy dzień, bo jutro już ich nie będzie. Ciut kupiłam w szkole, dobrą częśc na mieście, a jak wróciłam do domu zostałam jaskrowo żółte na parapecie - mężulek zadbał. A powód był taki, że w Irlandii corocznie w końcu marca lub na początku kwietnia organizuje się dzień żonkilów, który jest symbolem IrishCancerSociety. W ten dzień wszędzie się sprzedaje te kwiaty, a pieniądze otrzymane za sprzedaż są przekazywane na konto wyżej upomnianej organizacji pomagającej ludziom walczącymi z nowotworem.  Naprzykład kwiatki sprzedawane u nas w szkole były wyhodowane przez nauczycielkę i niektórych studentów na działce szkolnej. Natomiast te które były na mieście, nie znam ich pochodzenia. Tego roku to był pierwszy raz kiedy kupiłam te kwiatki i to aż tyle, bo zazwyczaj miałam swoje w ogródku i szkoda mi było kupować ścięte. Natomiast ostatniej jesieni musiałam wybrać z ziemi swe cybulki przy domu, bo maż zarządził posadzić truskawki i kwiatków zostało mi bardzo mało. Z tego powodu kupiłam taki spory bukiet i postanowiłam, że w następnym roku będę miała sporo róznego rodzaju narcyzów posadzonych przez samą siebie. Chciałabym sama zgłosić się do wolantariuszy tej organizacji, bo moim zdaniem cel takich organizacji jest bardzo szlachetny i warty uwagi,  szkoda, że w tym systemie nie jest tak wszystko idealnie jak by się chciało :( .

16 marca 2014

Zapisałam się na SAL.


Komu wciąż mało zabaw Salowych zapraszam: tutaj

Skusił mnie wzorek,bo tu kolor kanwy i niteczek można przecież bardzo łatwo dobrac na swój gust i efekt końcowy otrzymać inny niż na obrazku, to fakt :)
Drugie co mnie skłoniło do zapisania się  to czas startu, bo właśnie od maju bedę wolniejsza czasowo, zobaczymy może nawet od wakacji Wielkanocnych (jeżeli uda się zaliczyć zaliczki do wakacji). 

Jak na razie moje życie nadal w tempie, rozrywam się między nauką i rodziną. Mąż sporo pomaga, ale czasami i on ma trudne chwile. No cóż, nikt nie mówił, że posiadanie trójkę malych dzieci i żonę łaknącą wiedzy będzie łatwe. Ale nie żałuję. Gdyby była okazja poszłabym jeszcze raz, tylko może coś nie coś zrobiłam inaczej. Takie to żyie...